Prowincja Wniebowzięcia NMP
Zakonu Braci Mniejszych w Polsce
Do grona bardziej wyrazistych postaci w historii prowincji zalicza się niewątpliwie o. Idzi Tic, więzień obozów koncentracyjnych, definitor, wieloletni przełożony, pracownik kurii generalnej, wizytator ale także publicysta i przede wszystkim wytrawny kaznodzieja.
Tytułowa sentencja to jeden z kilku aforyzmów zachowanych dla upamiętnienia osoby o. Rajmunda Miki. O. Rajmund, wielki kpiarz i dusza towarzystwa, zostawił po sobie wspomnienie człowieka, który swoją obecnością ubarwiał każde spotkanie braterskie a swoim pojawieniem się od razu wytwarzał pogodną atmosferę.
O życiu wielu braci wiemy bardzo niewiele. Zazwyczaj tylko to, jaki wykonywali zawód. Takim był brat Hipolit Grzegorczyk. Całe życie pracował jako klasztorny kucharz i piekarz. Ze szczątkowych zapisków wiemy też, że był wzorowym zakonnikiem a złożony ciężką chorobą, budował wszystkich tym jak znosił swoje cierpienia.
Wśród najstarszych braci pochodzących z Wielkopolski zdarzają się tacy, którzy mieli za sobą doświadczenie powstania wielkopolskiego. Jednym z nich był brat Maciej Gabrielczyk. Wiele o powstaniu wspominał ale szkoda, ze nikt tych wspomnień na czas nie zanotował. Brat Maciej w zakonie był ogrodnikiem, gospodarzem, zakrystianem i kwestarzem.
Na cmentarzu zakonnym w Osiecznej znajdujemy grób jednej z bardziej charakterystycznych postaci naszej prowincji lat minionych. Był nim o. Ferdynand Perz, nie tyle nauczyciel, wychowawca i definitor ile człowiek gorliwy, braterski, uprzejmy i powszechnie lubiany.
Do grupy tzw. wojennych kleryków należał, między innymi, o. Marian Pietryga. Mimo wojennych trudności nie zrezygnował z dalszej formacji a i po wojnie podejmował pracę na trudnych stanowiskach gwardiana a zwłaszcza ekonoma. Jego krótkie życie, dosyć słabo udokumentowane w archiwaliach, daje nam przynajmniej ogólny zarys tego kim był i co robił.
Klasztor w Wejherowie, odzyskany przez prowincję po wojnie, był miejscem wielkich odpustów, które gromadziły wielu wiernych ale także współbraci z całej prowincji, którzy na ten czas przybywali tam z pomocą duszpasterską. Swoją obowiązkową obecność zaznaczał tam także brat Kleofas Kot, „specjalista od zbierania kolekty”. Z Wejherowem był związany aż do śmierci. Tam spędzał swoje urlopy i ten klasztor najczęściej wspominał.
Takimi słowami nad grobem zmarłego podsumował życie o. Teodora Turczyńskiego, w imieniu biskupa opolskiego, jego delegat. W podobnych słowach wypowiedział się w homilii pogrzebowej ówczesny prowincjał o. Teofil, który wyraził powszechne przekonanie o jego świętości. Wobec takich sformułowań zadziwia, że tak mało wiadomości zachowało się o nim w archiwum prowincji.
Zawierucha ostatniej wojny sprawiła, że wielu młodszych zakonników z terenów wcielonych do Trzeciej Rzeszy, zwłaszcza braci zakonnych, zostało zmuszonych do służby wojskowej. Chcąc nie chcąc, często z dnia na dzień, zamieniali brązowy habit na mundur w kolorze feldgrau. Brat Marian Wojtynek, wieloletni panewnicki i wejherowski furtian, jest jednym z nich.
Początki istnienia klasztoru w Panewnikach owocowały także licznymi powołaniami zakonnymi. Niejako w cieniu klasztoru rodziły się i wychowywały miejscowe powołania. Jednym z nich jest Panewniczanin, o Łukasz Grzywocz.