Br. Andrzej, jako podoficer Wojska Polskiego, musiał regularnie w każdy poniedziałek rano stawiać się w siedzibie wieluńskiego gestapo do raportu. Niebawem jednak dobrowolnie zaoferował się jako zakładnik za jednego ze swoich braci, który jako żołnierz kampanii wrześniowej, dostał się do niewoli niemieckiej i przybywał w obozie jenieckim koło Hanoveru.
W tym czasie miało miejsce wydarzenie, swoisty uśmiech losu, które szerzej otwarło przed nim drogę do kapłaństwa. Przechadzając się koło jakiegoś dworu zobaczył dojrzałe jabłka na drzewach. Mając wielki apetyt na te jabłka, wszedł do środka z zamiarem kupna kilku jabłek. Jednakże dziedziczka na jego widok niemalże zdrętwiała myśląc, że widzi zjawę gdyż Wincenty był uderzająco podobny do jej zmarłego syna, który uczył się na księdza lecz niedawno zmarł.
Niestety szybko okazało się, że brat Baltazar jest człowiekiem bardzo chorowitym i wydawało się, że nawet nie dożyje końca seminarium. Tenże jednak odznaczał się wielką wolą walki i uporem i konsekwentnie przezwyciężał słabości ciała. Choć z opóźnieniem, został wyświęcony na kapłana 23 września 1934 r. razem z o. Ambrożym Lubikiem we Wronkach przez biskupa Walentego Dymka.
Aresztowany w Poznaniu, tamże przed Sądem Wojewódzkim 7 stycznia 1955 r. wygłosił swoją słynną mowę obrończą, której pełny zapis zachował się do dzisiaj. Był to jeden wielki popis kunsztu oratorskiego. W prawie godzinnej mowie, jako wytrawny erudyta, zastosował wszystkie możliwe środki krasomówcze począwszy od captatio benevolentiae wobec sędziego.
Po wojnie był już w klasztorze panewnickim i jak wielu innych także i on optował za przejściem do prowincji polskiej. Z kroniki kolegium serafickiego, które w tym czasie funkcjonowało w klasztorze wynika, że był zaangażowany właśnie jako opiekun uczniów. Na kilku fotografiach z tego okresu siedzi razem z rektorem o. Ludwikiem Kasperczykiem otoczony gromadą chłopców. Zapewne pełnił też inne obowiązki klasztorne.
Franciszkańska służba w Ziemi Świętej wpisana od samego początku w powołanie zakonu naznaczała także historię prowincji panewnickiej. W momencie jej odrodzenia piękną kartę misyjnej posługi w ojczyźnie Chrystusa zapisał jeden z jej ojców o. Stanisław Kraus.
Franciszkański Zakon Świeckich, posiadający tak bogatą historię, zwłaszcza na Śląsku, swój rozwój zawdzięcza, między innymi, wielu duszpasterzom, którzy przez całe pokolenia przemierzali śląskie parafie głosząc ideały franciszkańskie i mozolnie organizując struktury III Zakonu. Jednym z najwybitniejszych był niewątpliwie o. Grzegorz Moczygęba, gorliwy kapłan, niestrudzony kaznodzieja i żarliwy publicysta, który całe swoje życie oddał rodzinie tercjarskiej, zarówno na Górnym jak i Dolnym Śląsku.
Był człowiekiem o wielkim autorytecie. Za życia cieszył się wielkim zaufaniem biskupów będąc ich spowiednikiem i doradcą. Oni sami nie raz powierzali mu funkcję wizytatora.
Poznał osobiście Włodzimierza Ilicza Lenina, który czas I wojny światowej spędzał na zachodzie Europy jako agent pruski.
Nie sposób nie pamiętać współbrata, który przyczynił się do odrodzenia prowincji, w niej spędził swoje najlepsze lata i której był prowincjałem.
Jednym z bardziej znaczących środowisk polonijnych w Stanach Zjednoczonych jest Cleveland w stanie Ohio. Miejscem, które przez wiele lat skupiało polską emigrację na tym terenie była kaplica sióstr nazaretanek w której umieszczono kopię obrazu jasnogórskiego. Niezwykła historia tego obrazu łączy się z postacią jednego z najwybitniejszych polskich franciszkanów XX wieku o. Marcinem Szawerną. Jest to historia warta zapamiętania.